PolitykaTVP.NET.PL

Protest w Woroneżu rodzin zabitych rosyjskich poborowych

Podziel się faktami

Pod rosyjską prokuraturą w Woroneżu odbył się protest rodzin zaginionych i zabitych poborowych, których setki zginęły pod Makiejewką, Ługańsk.

Rodziny opuszczonych przez dowództwo żołnierzy i zdziesiątkowanych w trzydniowej bitwie domagają się udzielenia im pomocy.

Krewni rosjan zmobilizowanych z regionu Woroneża mówią o żołnierzach porzuconych na linii frontu, ogromnych stratach i o dowództwie, które uciekło w bitwie pod Swatovem.

Jeden z ocalałych żołnierzy, Aleksiej Agafonow, opowiedział portalowi Wiorstka o stratach wśród zmobilizowanych w wyniku ostrzału na linii styku pod Makiejewką (rejon Swatowski, obwód ługański).

Według niego liczba ofiar śmiertelnych mogła przekroczyć 500 osób.

W warunkach działań wojennych nie można zweryfikować dokładnej liczby strat. Dane pochodzą z wypowiedzi zmobilizowanych i ich bliskich.

Afgafonow poinformował, że dowódca zmobilizowanego batalionu, przeszkolony w jednostce wojskowej 2079, obiecał, że wojsko zostanie sprowadzone do regionu Swatowo, gdzie wstąpi w szeregi „obrony terytorialnej” 15 kilometrów od linii frontu.

Jak się później okazało w nocy z 1 na 2 listopada cały batalion został doprowadzony na linię kontaktu i otrzymał rozkaz okopania się i utrzymania linii obrony.

„Kazali nam się okopać, mieliśmy trzy łopaty na batalion, w ogóle nie było prowiantu. Okopaliśmy się najlepiej, jak się dało, a rano rozpoczął się ostrzał artyleryjski, „grad”, moździerze, helikoptery, po prostu zostaliśmy wystrzelani. Kiedy wszystko się zaczęło, oficerowie natychmiast uciekli.

Pomiędzy ostrzałem próbowaliśmy się okopać, ale helikoptery natychmiast nas wykrywały ​​i po prostu wystrzelały – powiedział Agafonow.

Zlata, żona jednego ze zmobilizowanych, opowiedziała o setkach zabitych. „Oczywiście zmarli to ponad połowa”.

Agafonow dodał też, że wcześniej co najmniej jeden batalion ze zmobilizowanych został pokonany na tych samych pozycjach. Agafonow powiedział, że widział dziesiątki trupów.

„W telewizji pokazują, że wszystko jest piękne, ale tak naprawdę tutaj, w Ługańsku, to zmobilizowani są wyrzucani na front, a kiedy stamtąd odchodziliśmy, nie widząc oficerów, już szliśmy z powrotem, zobaczyliśmy, że tylko żołnierze kontraktowi i ochotnicy siedzieli na trzeciej linii kiedy zmobilizowani są na froncie ”- powiedział Agafonow.

Według niego żołnierze lokalni i kontraktowi nie chcą walczyć, a zmobilizowani ludzie z całego kraju są sprowadzani do regionu Swatowo, aby wypełnić luki w obronie. W Swatowie, dokąd dotarli ocaleni z batalionu Agafonowa którzy wycofali się po ostrzale, znalazły się grupki 2-5 osobowe z innych pokonanych batalionów.

„Jest tu całkowite zamieszanie i niezgoda. Wszyscy ocaleni i nowo przybyli są grupowani w nowe bataliony i wyrzucani na front, aby zamknąć linię obrony. Według niego Ukraińcy oczyścili całe terytorium, na którym walczyli zmobilizowani.

Informację potwierdziła również żona innego zmobilizowanego – Ludmiła Czernych.

„Zadzwonił do mnie rano z czyjegoś numeru i opowiedział, co się stało, że zostali do przekopania linii obrony, zostali objęci ostrzałem moździerzowym i jakoś dotarli z Krasnodonu do Swatowa, gdzie się teraz ukrywają. Boją się teraz gdzieś iść, boją się nawet wyjść na posterunki. Dowództwo porzuciło ich i nie wiedzą, co robić, po prostu proszą o pomoc ” – powiedziała Chernychowa.

Krewni kilku zmobilizowanych, którzy w sobotę znaleźli się pod ostrzałem, zorganizowali zgromadzenie pod budynkiem prokuratury woroneskiej, domagając się wyjawienia im prawdy o losie ich najbliższych.

„Mówią nam telefonicznie, że nasi synowie żyją, są zdrowi i nawet wykonują swoją służbę wojskową. Kto do diabła żyje i ma się dobrze, kiedy wszyscy tam zostali zabici? ”, – powiedziała Oksana Kholodova, matka żołnierza Andreya Chołodowa.

Żona innego zmobilizowanego, Anna, powiedziała, że ocaleni zmobilizowani prosili o pozwolenie na powrót do domu.

„Teraz proszą o pomoc tylko po to, by zostać uwolnionym. Nie mogą tam teraz być, boją się. Tam są bombardowani. Żadnych dowódców, nie ma tam nikogo. Chcemy, aby wszyscy o tym wiedzieli. Zostali porzuceni jak kocięta, bez przygotowania, bez niczego. A mój mąż i ja mamy córkę, ma półtora roku – powiedziała Anna.

Ci, którzy zgromadzili się w pobliżu prokuratury w Woroneżu, nagrali wiadomość wideo do gubernatora:

„Chcielibyśmy zaapelować do gubernatora i wyższych władz z prośbą o pomoc do naszych zmobilizowanych, którzy opuścili jednostkę wojskową w kierunku Waluki. W dniu przybycia zostali umieszczeni na linii frontu. Dowództwo opuściło pole bitwy i uciekło, uzasadniając to tym, że wkrótce wrócą i zaopatrzą zmobilizowanych w swoje rzeczy. Po 40 minutach nie wrócili i rozpoczął się ostrzał z granatników, moździerzy i innej broni. Według zmobilizowanych bitwa trwała trzy dni. Nasi żołnierze trwali, jak tylko mogli… Nie spali, nie jedli, przez trzy dni bronili i nigdzie nie uciekali, w przeciwieństwie do dowództwa” – słyszymy w w apelu.

Zapisz się do newslettera aby być na bieżąco
Loading